wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział 12

„Ross”
W Nowym Jorku byłem dopiero wieczorem ze względu na to, że było dość spore opóźnienie lotu. Zostawiłem bagaż w pokoju hotelowym, odświeżyłem się i poszedłem do tamtego klubu.

Na miejscu usiadłem przy barku i zamówiłem drinka. Cały wieczór szukałem jej. Gdy w końcu ją dostrzegłem, podeszła do innego faceta i go pocałowała. W tym momencie mój świat runął. Wybiegłem stamtąd i ruszyłem do hotelu. Chwyciłem walizkę i taksówką pojechałem na lotnisko. Pierwszym lotem wracam do LA. Teraz okazuje się, że jednak Rik miał rację...

„Rocky”
Spałem sobie słodko, gdy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Zaspany szedłem na dół potykając się o własne kapcie. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem Rossa.
- A Ty co tu robisz? Czemu mnie budzisz? I dlaczego nie jesteś w Nowym Jorku? - pytałem.
- Ona... Ma... Innego... - powiedział z łzami w oczach i mocno się do mnie przytulił. - Ona mnie oszukała... Rozumiesz? - płakał, a ja nie mogłem go uspokoić.
Tak oto zeszła nam cała noc...

„Stormie”
Wstałam rano by zrobić Markowi i dzieciom jedzenie. Gdy przechodziłam przez salon zobaczyłam nie wyspanego Rocky'ego i zapłakanego Rossa.
- Co tu się stało? - spytałam troskliwie i pogłaskałam Rosska po głowie.
- Dziewczyna go oszukała. On do niej pojechał, a ona była z innym. - wyjaśnił Rocky.
- Moje biedactwo... Chodź tu do mamy... - objęłam go mocno i tuliłam do serca mówiąc czułe słówka.

„Courtney”
Tym razem szybciej wróciłam z pracy. Jeśli szybciej można nazwać 8 rano. Od razu poszłam wziąć prysznic. Moja praca mnie wykańcza. Wiem, że to co robię jest okropne, ale jest to jedyny sposób by się utrzymać. W końcu niedoszłej modelki na kasę do marketu nie wezmą...
Gdy siedziałam w samym szlafroku i jadłam resztki pizzy od obiadu, w moim domu pojawiła się Vanni.
- Co tu robisz? - spytałam.
- Zmiana planów. Rydel urządza za tydzień tea party i mnie zaprosiła z koleżanką. Jej seksowny brat się smuta i potrzebuje towarzystwa. Gdy się o tym dowiedziałam od razu pomyślałam o Tobie... - nawijała jak katarynka.
- Dość. - przerwałam jej. - Kiedy wyjeżdżamy?
- Za tydzień. Ryd odbierze nas z lotniska. - odparła. - Ale się Twój tata ucieszy... I w końcu będzie mógł dać ten prezent, który czeka już dwa lata... - mówiła podekscytowana.
- A nasze kumple jak się ucieszą... - dodałam udając, że nie słyszałam o prezencie.
- Bardzo... Alexa, gdy się dowiedziała, że przyjeżdżamy to piszczała do słuchawki, że można się było zastanawiać co brała. - zaczęła się śmiać, a ja razem z nią.

2 komentarze:

  1. Biedny Rossy:(
    Ciekawe co będzie gdy się spotkają...
    Pozdrowionka i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :*
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń