wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 11

„Ross”
Wcześnie rano zjadłem śniadanie tylko z rodzicami, bo reszta jeszcze spała.
- Podrzucić Cię gdzieś? - spytał tata Mark pakując kanapki zrobione przez mamę dla niego do pracy.
- Jeśli to nie problem to zawieź mnie na lotnisko. - oznajmiłem.
- A gdzie się mój kochany synuś wybiera? - wypytywała mama Stormie zmywając naczynia.
- Do Nowego Jorku. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- A po co? - zapytał tatuś.
- Muszę odnaleźć jedną konkretną osobę. Nie pytajcie kto to, bo na razie i tak nie odpowiem.
- Dobrze. Damy Ci spokój. Tylko uważaj na siebie. - mama dała mi całusa w policzek. - No jedźcie już, bo Ty Mark jak się będziesz grzebał to się do roboty spóźnisz. - ucałowała także tatę.

„Mark”
Zawiozłem syna na lotnisko i pojechałem do pracy. Od wejścia przywitał mnie mój serdeczny znajomy Stephen Eaton. Biedny mieszka sam, bo córka wolała Nowy Jork. Ale takie już jest życie.
- Nie uwierzysz... - zaczął opowiadać. - Moja córka Courtney w końcu przyjeżdża.
- To świetnie. Chociaż trochę czasu będziesz miał towarzystwo. - szczerze się ucieszyłem. - Kiedy będzie w Los Angeles? - spytałem.
- Za dwa tygodnie. - odpowiedział.

„Savannah”
Wróciliśmy z Ryrym z urlopu. Nie ma to jak w domu...
Rozpakowałam się, zrobiłam małe pranie i w końcu mogłam odpocząć. Właśnie przysypiałam, gdy do mojego domu wpadła wesoła Alexa.
- Mam dwa newsy! - krzyknęła od wejścia.
- Mów co to takiego.
- Pierwsza wiadomość jest od Vanni. Za dwa tygodnie przyjeżdża razem z... Court!
- Co!? Court przyjeżdża!? Jak ja jej dawno nie widziałam... - ucieszyłam się.
- Ja też jej dawno nie widziałam... - westchnęła.
- A ten drugi news? - spytałam.
- Jestem w ciąży z Rockym. - oznajmiła.
- Gratuluję kochana. - przytuliłam ją. - Który miesiąc?
- Prawie czwarty. - uśmiechnęła się szeroko.
- Rocky wie?
- Wie... Teoretycznie dlatego do mnie wrócił.
- No tak... Zapomniałam, że przez krótki czas nie byliście razem.

„Vanni”
Przyszłam do mieszkania Courtney.
- Kiedy ostatnio sprzątałaś? - spytałam.
- Nigdy. - odpowiedziała ze spokojem. - Rzadko tu bywam, więc nie sprzątam.
- Aha. - mruknęłam pod nosem. - Wiesz, że już za dwa tygodnie będziesz na stałe u ojca?
- Wiem... Dziękuję, że mnie tam zabierasz... Samej mnie nie stać. - przytuliła mnie. - Jesteś naprawdę kochana.
- Oj, już nie przesadzaj... To drobiazg. - uśmiechnęłam się. - Pomóc Ci w pakowaniu?
- Jeśli możesz, to tak.
- Okay. Zacznijmy od tego... Gdzie masz walizkę?
- Walizkę? Powinna być w szafie za Tobą. - odpowiedziała, a ja obróciłam się. i zajrzałam do szafy. Od razu znalazłam szukany przedmiot.
- Teraz Ty wyjmujesz ubrania, a ja je układam. - zarządziłam.

„Courtney”
Przy pomocy Vanni byłam spakowana w niecałe pół godziny.
- Dzięki, ale i tak jeszcze będę wyjmować rzeczy z walizki. W końcu będę tu jeszcze dwa tygodnie.
- Nie będziesz. Pomyślałam o tym i zostawiłam Ci kilka ubrań. Potem tylko je dopakujesz i gotowe. - uśmiechnęła się. Jest chyba najmądrzejszą osobą jaką znam.

2 komentarze:

  1. Super rozdział :*
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Vanni - najmądrzejszą osobą :)
    No to się chyba Court i Ross miną.
    Czekam na next i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń