wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 4

„Ross”
Popołudniu mieliśmy samolot. Siedziałem zamyślony obok Rikera i patrzałem przez okno. Chmury od tej strony są dużo piękniejsze… Ziemia wydaje się taka idealna… Ale rzeczywistość jest inna. Codziennie słychać w wiadomościach różne tragiczne rzeczy np. „Wybuch pożar w kamienicy…”, „Niebezpieczny złoczyńca uciekł z więzienia i znów kogoś zamordował…”. Po za tym te wszystkie dziewczyny z klubów nocnych… Typowe „panienki do seksu”, ale i tak jest mi ich żal. W szczególności tej, z którą spędziłem w Nowym Jorku ostatnią noc podczas tej trasy…
- O czym tak myślisz młody? – Rik szturchnął mnie w bok.
- O świecie. – odparłem i wróciłem do oglądania świata za szybą w oknie samolotu.
- A możesz sprecyzować odpowiedź… - Riker nie dawał za wygraną. Wiedział, że jeśli się tak zamyślam to nie jest to jakaś tam sprawa… To jest coś głębszego co pochłania mnie w całości.
Obróciłem głowę w jego stronę i popatrzałem mu w oczy.
- Serio Cię to interesuje? Czy tylko tak udajesz? – spytałem złośliwie.
- Nigdy taki nie byłeś Ross. Co ta dziewczyna z klubu Ci zrobiła? – umiejętnie zmienił temat.
- Ona nic mi nie zrobiła. To była jedna noc i tyle. – odparłem oschle.
- Serio? To dlaczego zabrałeś ją rankiem do hotelu? Dlaczego proponowałeś jej casting? – podniósł ton.
- Bo mi na niej zależy. Jest młoda, piękna, mądra… - rozmarzyłem się, ale szybko się otrząsnąłem. – Niestety nie jest żadną milionerką, a w Nowym Jorku nie jest tak łatwo się utrzymać. Dlatego tam pracuje. – mówiłem bardzo głośno i dobitnie. Może teraz mój brat jak i reszta ludzi uświadomi sobie, że życie nie jest takie na jakie wygląda…

„Riker”
Ross doprowadza mnie do szału. Najpierw przyprowadza do pokoju panienkę z klubu, późnej odstawia sceny w samolocie. A ja po prostu chciałem wyręczyć mamę… Teraz widzę, że totalnie mi nie idzie. Ross w ogóle mnie nie słucha, robi co chce. Jestem ciekaw co jeszcze mnie czeka….

„Stormie”
Pojechaliśmy z Markiem odebrać dzieci i Ella z lotniska.
- Mamo! – Ross rzucił mi się na szyję. – Tęskniłem… - wtulił się mocno i nie pozwalał reszcie rodzeństwa zbliżać się do mnie.
- Chodźcie do samochodu dzieciaki. – oznajmił Mark. – Ty też Ross. – dodał.
Odkleiłam Rossa od siebie i za rękę zaprowadziłam do auta. Zapięłam mu pasy i usiadłam na swoje miejsce koło kierowcy.
- W końcu wracacie do domu… - powiedziałam z uśmiechem.
- I dobrze… Mam już dość tego małego głupka. – rzucił Rik i poczochrał Rossa.
- A co takiego zrobił? – spytałam.
- Zakochał się w panience z klubu nocnego… - odezwał się Rocky.
- Wcale nie! – oburzył się Ross.
- Ross nie wypieraj się. Rossers widziały Cię z nią na ulicy… - wtrąciła Rydel.
- Ale to, że mnie widziały wcale nie oznacza, że ją kocham. – Ross wściekał się jeszcze bardziej.
- Ale Ci na niej zależy. – także Ryland musiał coś powiedzieć.
- Dość! W takich warunkach bardzo ciężko prowadzi się samochód. – na te słowa Marka wszyscy umilkli.

3 komentarze:

  1. Super rozdział;)
    Czekam na kolejny;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie mogłam przeczytać! Jak na złość nie działał ani Internet ani WiFi.
    Bardzo mądre myślenie Rossa.
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :*
    Ach te przemyślenia Rossa w sumie racja.
    Czekam na next ♡

    OdpowiedzUsuń